Warto wszystko zacząć od nowa

Na temat głosu można spojrzeć z zupełnie innej perspektywy, niż to się na pozór wydaje. Bowiem wszystko zaczyna się od zaistniałej w mózgu myśli. Od  sygnału elektrycznego, przechodzącego przez nasze neurony.

Myśli nabierają kształtów, które można wyrazić na jeden lub więcej sposobów. Kiedy przekładamy te myśli na słowa za pomocą mowy, przyjmują one formę ustną. Jeśli je zapiszemy, mają one formę pisemną. Jeśli zamieniamy ogólną ideę myśli w symbol, przybierze ona symboliczną formę.

Przekształcając się w artystyczny obraz, myśl przybiera formę tego obrazu.

 

Ale wracając do formy ustnej - myśl wyrażona za pomocą głosu i skierowana do kogoś bezpośrednio, jest przekazem energetycznym, docierającym do umysłu adresata mniej lub bardziej silnie, w zależności od włożonych w to emocji, lub od stopnia wrażliwości emocjonalnej odbiorcy. Chyba każdy zdaje sobie sprawę z tego jak piorunujący skutek może wywołać silnie pozytywne lub silnie negatywne zabarwienie owego emocjonalnego przekazu.

Ale mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że energia w to włożona nie znika…

Najczęściej ktoś, kto w zdenerwowaniu „rzuci słowem” krzywdzącym czy obelżywym, w krótkim czasie zapomina o incydencie. Inaczej jest z osobą, pod adresem której owe słowa zostały wypowiedziane. Owa przesłana bezwiednie energia nie znika - lokuje się gdzieś w aurze i „robi złą robotę”. Destrukcyjne działanie takiego „myślokształtu” potrafi uwierać niczym drzazga przez długie lata. Można o nim teoretycznie zapomnieć, ale tkwiąc w podświadomości wpływa na nasze postępowanie, na samoocenę, na odbiór świata.

Dlatego przywoływana coraz częściej  potrzeba wybaczania jest w takich przypadkach niesamowicie pożytecznym działaniem. Najpierw warto wyraziście uświadomić sobie kiedy i kto na nas tak destrukcyjnie wpłynął - a potem mu wybaczyć, w pełni i szczerze. Przy czym  powinno się wybaczyć także sobie - ów brak asertywności i bierne poddanie się długotrwałemu stresowi.

 

No i warto wszystko zacząć od nowa, tak jak byśmy nigdy nie usłyszeli tej oceny, tej krzywdzącej nas opinii…

 

Romuald Bartkowicz

Przebudzenie…

Przebudzenie…

Mam na imię Patrycja i dzisiaj jestem coachem pewności siebie, trenerem wystąpień publicznych. Bywam prelegentką lub współorganizatorką konferencji, prowadzę wywiady. Szczęśliwą, radosną osobą, która buduje dobre, pewne siebie relacje, ale.... nie zawsze tak było...

Kiedyś bałam się ludzi. Bałam się odezwać, w zasadzie milczałam większą część życia. Całe dzieciństwo słyszałam, że "dzieci i ryby głosu nie mają", "milcz jak do mnie mówisz", "co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie", "dzieci ma być widać, a nie słychać". Gdyby tylko przemoc w moim przypadku skończyła się na słownej... Często kończymy konkretną szkołę, bo rodzice mają taką wizję, a skoro dzieci często są traktowane przedmiotowo, to ich się nie pyta o czym marzą i co kochają robić... Też tak miałam, spełniałam oczekiwania rodziców, nieświadomie.

Nawet marzyć się bałam,  oddychać zbyt głośno, wszystkiego się bałam. Żyłam w permanentnym strachu. Zapomniałam o sobie, nie potrafiłam żyć.

W pewnym momencie swojej egzystencji doznałam przebudzenia. Ja przecież tak nie chcę! Nie chcę żyć w marazmie, spełniania oczekiwań wszystkich na około i wiecznym strachu... Zaczęłam się interesować rozwojem osobistym. Myślę, że kropką nad „i” była praca, której nie chciałam dłużej wykonywać, bo byłam nieszczęśliwa. Przeprowadziłam się z Holandii do Polski i poszłam na studia podyplomowe Zarządzenie Zasobami Ludzkimi dla Menedżerów. Tam dowiedziałam się o jednej z najbardziej skutecznych metod rozwoju ludzi- coachingu. Od razu wiedziałam, że będę coachem. Mimo perturbacji skończyłam studia, a także w następnym roku studia z coachingu z jeszcze większymi problemami do rozwiązania. Tym razem świadoma, bo ja chcę.

Aby się przestać bać ludzi i dać sobie prawo do głosu potrzebowałam 2 lata pracy nad swoją psychiką. Powiedziałam sobie, mogę, chcę, zrobię to. Droga nie należała do najłatwiejszych. Konfrontacja z bolesnymi przeżyciami z przeszłości nie jest miła, ale warta każdej łzy, bo po łzach przychodzi ulga, radość życia, szczęście, spokój, spełnienie... Warto, prawda? To była praca wewnętrzna z pomocą psychoterapeutki. A przecież jeszcze trzeba coś zrobić, aby zapanować nad swoim wszechogarniającym strachem, który nie pozwalał żyć... Okropnie bałam się wystąpień publicznych... Na samą myśl o tym dosłownie umierałam. Dlatego wstąpiłam do klubu mówców publicznych Bydgoszcz Toastmasters Professionals i pokonywałam systematycznie swój strach, co czwartek stając na scenie i mówiąc, a raczej trzęsąc się ze strachu... Było warto, wiecie dlaczego? Po pierwsze okazało się, że ludzie to nie lwy! Nic złego mi nie zrobią, wręcz są przyjaciółmi od rozwoju, dzięki którym zrozumiałam, że ludzie to cudowne istoty oraz że... uwielbiam wystąpienia publiczne. 😁 Po drugie wyszło, że wystąpienia publiczne to... umiejętność jak każda inna... Pokonać swoje bariery, które są tak naprawdę tylko w naszych głowach i ćwiczyć, a potem mieć z tego radość. Słowem można zmienić czyjeś życie na lepsze, rozmową albo wystąpieniem publicznym.

Podarowanie sobie prawa do głosu... To droga do siebie. Wiedza o sobie, własnej tożsamości. Jednak najpierw jest poprzedzona DECYZJĄ, że zmienię swoje myślenie, emocje, zachowania i wreszcie... Zacznę mówić co czuję, myślę i potrzebuję.

Skoro ja mogłam, to i Ty możesz. Daj sobie prawo do głosu.

Patrycja Sochowska

Zrobić jeden krok, nie stać w miejscu

Zrobić jeden krok, nie stać w miejscu

W życiu bywa tak, jak ze zjazdem na desce snowboardowej z górki. Wpinamy się i STOP. Blokada. I stoimy na stoku patrząc w dół, a obok nas śmigają inni. Mówię tu o swoim własnym doświadczeniu ze stoku. Stałam z przypiętą deską na nogach i nie byłam w stanie zjechać.

A w życiu chodzi o ruch, o działanie.

Dlaczego o tym piszę? 9 – 10 stycznia 2021 odbyła się niesamowita konferencja „nie MAM GŁOSu”. Zanim zostały poruszone właściwe tematy przez prelegentów konferencji, podczas wymiany zdań pomiędzy uczestnikami, padły słowa, aby przestać narzekać i zacząć działać (Janusz Dziewit). Dla mnie to był ten moment.

Trzeba ruszyć w momencie, w którym przyjdzie nieśmiały pomysł. Na pewno trzeba spróbować. Czy to będzie strzał w 10? Nie przekonamy się, jeśli nie spróbujemy.

Po 1 dniu konferencji zobaczyłam „moją deskę snowboardową” – pomysł na zorganizowanie zajęć wokalno-ruchowych dla dzieci z mojego osiedla. Po kilku dniach wtajemniczyłam w ten projekt sąsiadkę. I tak oto pojawiła się pierwsza uczestniczka – córka sąsiadki (10 lat).

Pierwsze spotkanie było jak badanie gruntu pod nogami. Z uśmiechem i radością robiłyśmy razem ćwiczenia rozciągające (z warsztatów u Elizy) potem obie pomruczałyśmy, jak kocice. Lody stopniały. Porozmawiałyśmy o lekcjach muzyki w szkole, o tym, co lubi śpiewać, opowiedziała mi o Zespole, który uwielbia. Zaproponowałam, żeby zaśpiewała mi ulubiony numer swoich koreańskich idolek (BLACKPINK - 'How You Like That'). Pierwszy raz zaśpiewała lekko skulona. Poprosiłam, aby zamknęła oczy i stanęła w lekkim rozkroku. I popłynęła. Byłam totalnie zaskoczona i oczarowana. Śpiewała mi tą jedną piosenkę kilkanaście razy.

Na drugim spotkaniu zapytałam, czy chce nauczyć się nowej piosenki, w języku polskim. Razem śpiewałyśmy „Słucham Cię w Radiu Co Tydzień” - Ania Karwan. To jak szybko opanowywała melodię i rytm było ekscytujące. Chciałam bardzo dać jej pamiątkę i nagrałyśmy piosenkę na aplikacji w ISINGu, z możliwością efektu pogłosu.

Kiedy odtworzyłam jej nagraną piosenkę, usłyszałam: „Jak ja słucham tego, kiedy nagrywam swoje śpiewanie, to wydaje mi się, że brzydko śpiewam”. Oniemiałam. Natychmiast powiedziałam swoją opinię, że się z tym nie zgadzam. Dla mnie było pięknie, magicznie, zjawiskowe.

Wierzę, że pomogę jej zmienić zdanie o swoim głosie.

I lawina ruszyła. Sąsiadka podzieliła się ze światem cudownym darem córki. Pojawiło się zapytanie, czy nie spróbuję innej młodej damie uporać się z nieśmiałością poprzez śpiew. Opowiadając bliskim znajomym o swoim małym sukcesie dorosła koleżanka zapytała o możliwość wzięcia udziału w zajęciach śpiewu. Dzieje się. Zjeżdżam z uśmiechem na „Swojej Magicznej Desce Snowboardowej”.

Aneta Pazura-Walukiewicz